Miejskie pasieki: ratunek czy zagrożenie? Historia dwóch pszczelarzy

Pszczoły w mieście to temat wielu dyskusji. Warto rozważyć zakładanie pasieki w mieście z różnych perspektyw. Poniżej historia Ewy i Michała, która pomoże lepiej zrozumieć to zagadnienie.

Michał z dumą patrzył na swoje ule na dachu kamienicy w centrum miasta. Był pszczelarzem-amatorem, ale miał już trzy ule i kilkadziesiąt tysięcy pracowitych owadów, które dzień po dniu zapylały rośliny w okolicznych parkach, na balkonach i w miejskich ogrodach. Był przekonany, że robi coś dobrego – pomaga pszczelarstwu miejskiemu, dostarcza ekologiczny miód i ratuje pszczoły.

Nieopodal, w tym samym mieście, Ewa – ekolog i znawczyni pszczół samotnic – przecierała oczy ze zdumienia, kiedy zobaczyła kolejne ogłoszenie o nowej miejskiej pasiece. Dla niej stawianie uli w mieście nie było rozwiązaniem problemu pszczół, lecz wręcz kolejnym zagrożeniem dla zapylaczy.

Oboje byli przekonani, że walczą o dobro przyrody. Kto miał rację?

Zdjęcie z książki „Spocone stopy pszczół”

Czy miasta są dobrym miejscem dla pszczół?

Michał:

– Miejskie pasieki to przyszłość pszczelarstwa. Wbrew pozorom miasto jest lepszym środowiskiem dla pszczół miodnych niż wieś.

Dlaczego?

Bo w miastach pszczoły mają dostęp do większej różnorodności roślin. W parkach, ogrodach społecznych czy nawet na balkonach kwitną kwiaty przez cały sezon, podczas gdy na terenach rolniczych dominuje monokultura – rzepak kwitnie przez kilka tygodni, a potem pszczoły mają problem ze znalezieniem pożywienia.

Ewa:

– A co z pszczółkami samotnicami i trzmielami?

One również potrzebują pożywienia, a jedna kolonia pszczół miodnych może liczyć nawet 50 tysięcy osobników! To ogromna konkurencja dla mniejszych zapylaczy, które nie tworzą dużych rojów. Może i miejskie pasieki pomagają jednej grupie pszczół, ale robią to kosztem innych gatunków, które są często znacznie bardziej zagrożone.

Mniej pestycydów, więcej bezpieczeństwa?

Michał:

– Miasto jest bezpieczniejsze dla pszczół niż wieś. W rolnictwie stosuje się pestycydy, które zatruwają zapylacze. W miastach takie środki są używane znacznie rzadziej, co oznacza, że miejskie pasieki mogą być zdrowszym środowiskiem dla pszczół.

Ewa:

– To prawda, pestycydy to ogromny problem, ale to nie znaczy, że miasto jest wolne od zagrożeń. Smog, beton, hałas i wyższa temperatura mogą negatywnie wpływać na kondycję pszczół. Poza tym, pszczoły miodne hodowane w pasiekach są regularnie leczone i karmione przez pszczelarzy, ale dzikie zapylacze nie mają takiego luksusu. Czyż nie lepiej byłoby inwestować w tworzenie łąk kwietnych i schronień dla dzikich pszczół zamiast stawiać kolejne ule?

Czy więcej uli oznacza lepszą przyszłość dla pszczół?

Michał:

– Miejskie pszczelarstwo to świetna okazja do edukacji. Dzięki temu ludzie zaczynają interesować się przyrodą, uczą się, jak dbać o pszczoły, zaczynają sadzić kwiaty miododajne i eliminują chemikalia ze swoich ogrodów. Gdyby nie miejskie pasieki, większość ludzi nawet by się nie zastanowiła, że pszczoły są zagrożone.

Ewa:

– Ale czy edukacja powinna oznaczać dokładanie nowych uli? Pszczoły miodne nie są gatunkiem zagrożonym – one są hodowlane i pod opieką pszczelarzy. Naprawdę zagrożone są dzikie zapylacze, a o nich mówi się znacznie rzadziej. Ludzie myślą, że jeśli postawią ul, to ratują pszczoły, ale w rzeczywistości czasem robią więcej szkody niż pożytku.

Sprawdź naszą biblioteczkę z literaturą pszczelarską!

Czy są inne sposoby na ochronę pszczół?

Michał:

– To co proponujesz? Żebyśmy przestali zakładać pasieki?

Ewa:

– Nie chodzi o to, żeby całkowicie zakazać pasiek, ale żeby robić to rozsądnie. W miastach powinno się stawiać tylko tyle uli, ile jest w stanie utrzymać lokalny ekosystem, bez szkody dla innych zapylaczy. Równolegle warto inwestować w inne działania:

✅ Tworzenie łąk kwietnych, które dostarczą pożywienia wszystkim zapylaczom.
✅ Ograniczenie koszenia trawników, by rośliny mogły zakwitnąć i stać się źródłem nektaru.
✅ Budowanie domków dla pszczół samotnic, które również potrzebują schronienia.
✅ Wspieranie projektów edukacyjnych o różnorodności zapylaczy, a nie tylko o pszczole miodnej.

Michał:

– Przyznaję, że to ma sens. Może rzeczywiście powinniśmy spojrzeć szerzej i pamiętać, że pszczelarstwo to tylko część rozwiązania.

Jak znaleźć złoty środek?

Michał i Ewa mieli różne podejścia, ale w końcu doszli do wspólnego wniosku: pszczelarstwo miejskie nie jest ani jednoznacznie dobre, ani jednoznacznie złe. Może pomóc pszczołom miodnym i edukować ludzi, ale musi być prowadzone w sposób odpowiedzialny, by nie szkodziło dzikim zapylaczom.

Jeśli naprawdę zależy nam na przyszłości pszczół, powinniśmy myśleć szerzej niż tylko o ustawianiu uli. Czy stawianie pasiek to najlepszy sposób na ratowanie zapylaczy? A może kluczem jest tworzenie naturalnych siedlisk i ochrona wszystkich pszczół, nie tylko tych hodowlanych?

Dodaj komentarz