W pszczelarskim świecie od lat funkcjonuje uproszczony obraz trutnia – dużego, powolnego samca, którego jedynym zadaniem jest zapłodnienie królowej. Gdy sezon się kończy, zostaje z ula brutalnie usunięty. Nie zbiera nektaru, nie opiekuje się larwami, nie buduje plastrów.
Czy więc truteń naprawdę jest tylko darmozjadem na garnuszku rodziny pszczelej? A może, jak sugeruje coraz więcej badań, jego rola jest znacznie głębsza i bardziej złożona?
Dlaczego pszczoły tworzą tylu trutni?
Gdyby trutnie były naprawdę zbędne, kolonie nie inwestowałyby w ich wychów tylu zasobów. A jednak – nawet w nowoczesnych ulach z węzą, pszczoły i tak znajdują sposób, by zbudować komórki trutniowe. Ich instynkt każe im tworzyć ich setki, a nawet tysiące, choć szansa na to, że któryś z nich zapłodni królową, jest naprawdę niewielka.
Pszczelarze często zastanawiają się: czy to nie marnotrawstwo energii? Ale matka natura nie działa przypadkiem. Skoro trutnie są produkowane z taką determinacją, muszą mieć większe znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje.
Ciepło z zaskoczenia – trutnie jako grzejniki ula
Jednym z najciekawszych odkryć ostatnich lat jest to, że trutnie uczestniczą w termoregulacji gniazda. Po wygryzieniu się z komórek nie wylatują od razu na „pszczele randki”, lecz przez kilka dni przebywają wewnątrz ula, dojrzewając. W tym czasie często przebywają w pobliżu czerwiu i – choć nie z własnej woli – produkują ciepło.
Co więcej, robią to wyjątkowo efektywnie: jeden truteń może wygenerować nawet dwa razy więcej ciepła niż robotnica, zużywając przy tym tę samą ilość pokarmu. Przebywając blisko larw i karmicielek, trutnie podnoszą temperaturę w newralgicznych miejscach, a to z kolei zwalnia część robotnic z funkcji „ogrzewających”, dając im możliwość przejścia do bardziej produktywnych zadań, np. zbierania nektaru.
Czy obecność trutni zwiększa produkcję miodu?
Brzmi zaskakująco? A jednak – badania pokazują, że rodziny z odpowiednią liczbą trutni produkują więcej miodu niż te, gdzie populacja samców została ograniczona. Część badaczy tłumaczy to teorią „szczęśliwych pszczół” – obecność trutni ma wpływać na ogólną równowagę chemiczną w ulu, poprawiać działanie feromonów i redukować stres w kolonii.
Choć może to brzmieć zbyt emocjonalnie, nie jest dalekie od rzeczywistości. Ula nie da się zarządzać jak maszyną – to żywy organizm, w którym każdy element ma swoje miejsce. Dobrze zbalansowana struktura populacji, w tym obecność trutni, może być kluczem do stabilności i zdrowia całej rodziny.
Truteń jako… przynęta dla drapieżników?
Jeszcze bardziej fascynująca jest inna teoria: trutnie pełnią rolę naturalnej „tarczy” ochronnej dla bardziej wartościowych robotnic i królowych. Dla ptaków, takich jak muchołówki czy dzięcioły, trutnie są łatwiejszym łupem – są większe, wolniejsze i… nie mają żądła.
W przyrodzie często spotykamy się z mechanizmami „poświęcenia części dla dobra całości”. Podobnie jak ławica ryb chroni swoje centrum, tak i duża liczba trutni może zwiększać szanse przetrwania matki w czasie lotu godowego, odciągając uwagę drapieżników.
Czy trutnie są zbędne? Zdecydowanie nie!
Pszczoły istnieją na Ziemi od milionów lat i doskonale wiedzą, co robią. Gdyby trutnie były tylko pasożytami, ewolucja dawno by je wyeliminowała. Tymczasem kolonie wciąż z uporem inwestują w ich wychów, nawet kosztem cennych zasobów.
Choć truteń nie wytwarza miodu, nie zapyla kwiatów i nie buduje plastra, jest częścią większej całości, bez której pszczela rodzina nie mogłaby funkcjonować w pełni. Pomaga w ogrzewaniu czerwiu, wpływa na równowagę wewnętrzną ula, a nawet – choć nieświadomie – chroni swoich bardziej pracowitych towarzyszy.
Czy wciąż uważasz, że truteń to tylko darmozjad? Może najwyższy czas spojrzeć na niego z większym szacunkiem i ciekawością. Bo jak pokazuje historia pszczelarstwa – wiele mitów znika, gdy przyjrzymy się sprawie bliżej. A życie ula nie przestaje zaskakiwać.
Źródło




